Dzisiaj chciałam napisać słów kilka o nauce WC kici, którą podjęliśmy czas jakiś temu.
Temat nie został "zamieciony pod dywan" bynajmniej!
Moja opinia jest taka: WC kici nie dla każdego kota! A dla dużego to już z rzadka!
Wiązałam z tym wynalazkiem ogromne nadzieję. Przede wszystkim oszczędnościowe. Ten kto to wymyślił, nie pomyślał chyba jednak o komforcie kota. Już pomijam niewygodę, jaką jest utrzymywanie klapy w górze, pamiętaniu o nakładaniu wynalazku, pilnowaniu , by po każdym korzystaniu wysypać żwirek i nałożyć nowy....
U nas wyglądało to tak: Rysiek załapał w lot ! Pierwszego już dnia wskoczył i nasiusiał! Owszem! Jeśli kto nie wierzy, zdjęcie poniżej...
I wszystko wydawało się być na dobrej drodze....gdyby nie fakt, że nic więcej Rysiek na krążek zrobić nie chciał. Dlaczego? Dlatego, że Rysiek lubi się pokręcić, znaleźć odpowiednią pozycję...a jak już machnie co trzeba to długie minuty zakopuje, i zakopuje, i zakopuje, namiętnie i bardzo dokładnie!!!! Na krążku nie ma takiej możliwości ani tyle żwiru, żeby sobie mógł zakopać! Dramat!
Tak więc nie mając kuwetki biedny łaził po łazience, miauczał i robił w końcu przy sedesie na płytkach. Nie mogłam patrzeć jak się męczy i po 4 dniach zwróciłam mu kuwetkę. Z radości wielkiej położył się w środku na świeżym żwirku i tam zasnął z obawy chyba, żeby mu znów nie zabrano...:)
I tu od razu warto sobie odpowiedzieć na pytanie: Jaka kuweta dla Ragdolla?
Moja odpowiedź brzmi: duża!
My mamy taką w rozmiarze 3 F i jest doskonała! Kot swobodnie się w niej porusza a ma już prawie 6 kg więc jest spory, kuwetka jest dobrze zabudowana więc kot może zakopywać zamaszyście i nic się nie rozsypuje. łatwo się ją otwiera i czyści, przenosi dzięki uchwytowi, posiada także ruchomą klapkę... Polecam!
Tyle na dziś, jutro metamorfoza Rysia....